Tony Takitani. Samotność na celowniku.

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Haruki Murakami na ekranie! Jak do tego doszło? Magia prozy japońskiego geniusza oczarowała wybitnego reżysera - rodaka. Ten ostatni odznaczył się odwagą i zapragnął przenieść jedną z historii Murakamiego na swój filmowy grunt, a że przypadkiem wyszła na jaw obopólna sympatia panów, to ekranizacja "Tony'ego Takitaniego" stała się faktem. Podejmując się wyreżyserowania tego opowiadania, Jun Ichikawa wyświadczył przysługę wszystkim, których życie choć przez moment zdetermonowane było śpiewem Ptaka Nakręcacza.

Film to specyficzny i nie dla ordynusów, bo wymaga konkretnych pokładów wewnętrznej wrażliwości i tolerowania alternatywy w kinie. To przede wszystkim opowieść o samotności. Wygodnej, komfortowej, bezpiecznej i tylko pozornie szczęśliwej. Okazuje się bowiem, że pod paltem spokoju skrywa się silne pragnienie miłości zdemaskowane nieświadomie przez kobietę, która "przyszła na świat po to, by się ładnie ubierać". Samotność przestaje być naturalnym środowiskiem bohatera i zaczyna kojarzyć się z więzieniem. Związek z Eiko niewiele zmienia, a przynamniej nie na długo. Okiem Ichikawy zobaczymy jak wygląda samotność we dwoje i jakie są jej skutki. Dowiemy się też, do czego prowadzi nałóg i czy ubrania potrafią wypełnić wewnętrzną pustkę. Pojawi się również odwieczny problem relacji ojciec - syn, a właściwie jej braku.
Reżyser daje nam szansę obserwowania całej historii z dystansu, co zapewne uratuje wiele serc z przesadną dawką empatii. Pomimo psychologicznego ciężaru głównego motywu, film jest bardzo delikatny i ascetyczny. Oszczędność słów, gestów i emocji wzmacnia przekaz i wymowność scen. Sugestywna jest także symbolika ukazująca emocjonalne kalectwo bohaterów. Wewnętrznego ciepła brakuje nie tylko w ich sercach. Nie ma go też w miejscach, w których żyją ani nawet w tym, co robią. To całkowita absencja miłości.

Subtelne tło dla tego dramatu tworzy muzyka autorstwa Ryuichi Sakamoto, odpowiedzialnego m.in. za ścieżkę dźwiękową do "Wysokich obcasów" Almodovara. To twórca nietuzinkowy, podobnie jak Ichikawa czy Murakami. Efekt współpracy takiej trójcy musiał być satysfakcjonujący.

Podsumowując: estetycznie i technicznie bez zarzutu, co zresztą docenione zostało na festiwalu w Locarno. Jeśli jednak porównać efekt z ekranu z jakością projekcji scen tworzonych w wyobraźni w trakcie czytania Murakamiego, to okaże się, że lepiej darować sobie takie zestawienia i skupić się na sztuce filmu i magii kina.

Zwiastun: