mag_kot

napisała o Pochowajcie mnie pod podłogą

W życiu nie widziałam tak traumatycznego filmu i tak psychicznie wyniszczającej fabuły. To miszmasz schizofrenii, nerwicy, strachu i absurdu wysypany na zmysły widza. To chore kino. To cholernie dobre kino. Jeśli Haneke miażdży ciszą, to Snieżkin robi to tyranią słowa i ich wagą ciężką.

No niestety, trzeba było dokonywać wyborów, a HH się może nie powtórzyć. Będę w takim razie wypatrywał "Pochowajcie mnie.."; może wyjdzie kiedyś na dvd....

Wypatruj, a potem opisz w swoim chorym cyklu ;) Jak HH?

HH w porządku, choć hard-corowi jazz-fani byli lekko zawiedzeni zawartością jazzu w jazzie. Sporo było wątków etno, co mi akurat pasowało i przeróbek znanych utworów (Imagine, The times they are a-changin, Don't give up). Ponad 2h 15min grał na moje ucho!!

HH jest trochę jak Camarón de la Isla, który angażując we flamenco wpływy etniczne innych kultur wraz z Paco de Lucią stworzył flamenco nuevo - konserwatywni Gypsies też długo przekonywali się do zerwania z czystą formą. Dla mnie umiejętny eklektyzm jest jak efekt synergii - połączenie wielu wpływów, naleciałości gatunkowych rodzi nieprzeciętne owoce, choćby dlatego że są świeże, dla ucha, a nawet dla oka (poprawiłeś zanim zdążyłam sobie zadrwić :)).

No, zależy jak na to patrzeć. Jeśli ktoś uważa, że HH tworzy muzykę genialną, to trudno żeby nie krzywił się trochę na romanse z muzyką popularną. Nawet ja, nie-fan jazzu dostrzegałem, że HH gra trochę pod publiczkę, wiedząc, że "jazzu nikt nie kuma, man". Ale robił to sprawnie, jazz dominował i jak dla mnie było to dzięki temu strawne i zrozumiałe. Czysty jazz byłby dla mnie być może (na obecnym etapie mojego muzycznego rozwoju) po prostu za trudny.

No pewnie, że zależy. (Przypuszczałam, że generalizacji znowu się oberwie.) Pytanie, czy HH podoba się to ukomercyjnienie własnej muzyki (czy upatruje w tym wysoką jakość) czy robi to ze względów materialistycznych (vel idzie na łatwiznę i ma parcie na show business). Bo zakładając, że wielkim artystą jest (czyli to, co tworzy jest świadome i dobre), to dość absurdalne wydaje się, że znawcy jazzu (jego fani) krzywo patrzą na to, co im serwuje, zwłaszcza jeśli jest to "sprawne i zrozumiałe". Sama bywam konserwatystką, kiedy ulubiony artysta burzy moje przyzwyczajenia związane z tym, co tworzy, ale też zawsze mam świadomość, że przez ten opór może coś tracę (jakiś progres, nowe doznania?) Chociaż teoria Czystej Formy też do mnie przemawia i fanów czystego jazzu rozumiem.

A z tym "jazzu nikt nie kuma, man", to prypomniał mi się niedawny koncert Spooky'ego na otwarcie AFF - co za rzeź. Muzykę do filmu - seasu otwarcia - zrobił czaderską (na zachodnim poziomie), a koncert live w Eterze był najgorszą szmirą wszech czasów - przyjechał Spooky z Ameryki i zrobił dla ukraińskiej wioski dyskotekę - tak to się słyszało mniej więcej.

Myślę, że jeśli się wprowadza wokalistkę i oddaje jej sporo czasu, to mimo wszystko nie jest to muzyczny progres, tylko ukłon w stronę publiczności, która nie jest specjalnie wyrobiona. Nie chodzi więc o urozmaicanie muzyki i rozwój w nowym kierunku, tylko ułatwianie jej odbioru. W Hali było ponad 3 tys. ludzi z czego pewnie co najmniej połowa "przypadkowa". HH starał się zagrać dla wszystkich. Nie oznacza to, że potraktował Polskę jak wioskę, po prostu tak od jakiegoś czasu gra (to były utwory z najnowszej płyty). Może bardzo ambitna muzyka trochę mu się znudziła i postanowił popróbować etno jazzu, na zasadzie szukania nowych inspiracji (i na moje ucho :P całkiem sporo ich znalazł).

Ale żeby nie było, koncert był oczywiście głównie jazzowy (część ludzi wychodziła - to najlepszy dowód :)) więc to są takie utyskiwania w rodzaju, że mogło być lepiej, co nie znaczy że było źle. A jak dla mnie to wręcz było idealnie.

Wierzę, że ambicja może się znudzić - przeintelektualizowanie jest możliwe również w muzyce. Jako potencjalny przypadkowy słuchasz, ale też znawca ludzkiej natury :P nie widzę nic złego w etapie tworzenia lżeszej strawy - to przynosi ulgę i radość, jak widać, zwłaszcza że jazz udostępnia się kręgom pozaelitarnym - to ułatwienie odbioru jest właściwie niezłą przysługą i pstryczkiem w nos hermetycznej grupie koneserów jazzu :)

Tym samym nie twierdzę, że HH potraktował Polskę jako ukraińską wioskę. I na pewno z Hali wyszło mniej osób niż ze Spooky'ego, mimo że to jazz. A z tym wychodzeniem typowym dla jazzu (i awangardy :)), to był taki koncert jazzowy, na którym ludzie siedzieli wbici w fotel i odlecieli (nikt nie wyszedł) - przypadkowi słuchacze w większości - Arve Henriksen & Jan Bang, Avant Art Fest 2010 :-) Służę płytą.

Tak, tylko nie zapominaj, że część publiki na HH była nieprzypadkowo przypadkowa. Przyszli bo wypadało, bo to przecież wydarzenie muzyczne Wrocławia, bo trzeba się było pokazać itp itd. Na Avancie jednak byli sami miłośnicy muzyki.

Hah, akurat publiczność na Avancie to głównie nieprzypadkowe przypadki. Stety niestety.